Wymiana połowy taboru w pięć lat?
Wskazywał także, że GZM jest obszarem, w którym wprowadzenie zasilania wodorowego w komunikacji zbiorowej mogłoby przynieść realne korzyści. – Na ulice naszych miast wyjeżdża codziennie ponad tysiąc autobusów. Gdyby były to pojazdy nieemitujące zanieczyszczeń powietrza, byłaby to dla nas olbrzymia wartość – argumentował. Dodał, że wodór mógłby służyć także do zasilania miast w ciepło.
– Transport publiczny jest interesującą gałęzią, która dałaby stały i rosnący popyt na wodór. Istotna jest przy tym kwestia wsparcia samorządów i ich motywacji do zakupu autobusów wodorowych, które ciągle są droższe od elektrycznych – podkreślał przy tym Tomasz Ozon, wiceprezes stowarzyszenia Polski Wodór. Ocenił jednak, że przekonanie gmin do wodoru jest realne. – Za pięć lat połowa autobusów w Metropolii mogłaby jeździć na wodór – stwierdził.
Możliwa produkcja pojazdów wodorowych i samego wodoru
Przedstawiciel organizacji podkreślał przy tym, że energia wodorowa mogłaby zasilać także pojazdy szynowe. Mówił o stosunkowo dużej liczbie polskich producentów taboru kolejowego i pojazdów komunikacji miejskiej, co stanowi dobrą bazę do stworzenia silnej gałęzi przemysłu produkcyjnego taboru wodorowego. – Jesteśmy dużym eksporterem pociągów, lokomotyw, ale też autobusów. Mnie brakuje w naszym kraju dużego producenta autobusów wodorowych. Czemu nie miałby on powstać na Śląsku? – pytał retorycznie.
Mówił on także o możliwości wytwarzania wodoru na bazie węgla w zakładach, które powstałyby na bazie istniejących kopalń. – Myślę, że to może być jedna z dróg, jak zapewnić temu regionowi „miękkie lądowanie” podczas transformacji energetycznej – ocenił Tomasz Ozon. W przyszłości gaz mógłby być tam zaś wytwarzany ze śmieci.